23 lutego 2015



Dwa lata temu odstawiłam wszystkie kosmetyki pielęgnacyjne zwierające SLS-y. Zrobiłam to szybko i brutalnie, trzymając w dłoni czarny worek na śmieci. Wypełnił się kosmetykami niemal w całości. Okazało się, że na półce zostało jedynie kilka rzeczy, posiadając jednak wiedzę o tym co środki te robią z moją skórą, włosami i resztą ciała, nabrałam awersji do wszystkiego co zawiera w składzie Sodium Lauryl Sulfate.

Sodium Lauryl Sulfate jest agresywnym detergentem powierzchniowo-czynnym, który świetnie odtłuszcza skórę, naruszając jednak (choć to bardzo łagodne określenie jego działania) płaszcz hydrolipidowy. Płaszcz hydrolipidowy działa jak zapora – jeżeli jest szczelny utrzymuje wodę w naskórku i nie pozwala niepożądanym substancjom wnikać do środka organizmu. Jeżeli jednak zostanie naruszony, skóra staje się wrażliwa i zaczyna chorować. Uszkodzona bariera oznacza zwiększoną przepuszczalność naskórka, co otwiera drogę do naszego organizmu wszystkim szkodliwym substancjom oraz obniża naszą odporność na oksydację, czyli przyspiesza proces starzenia się organizmu. Możemy używać dobrych kremów i kosmetyków z najwyższej półki, ale niszcząc naturalną barierę skóry i wprowadzając do organizmu toksyny, stale niszczymy nasz wygląd i zdrowie. Co więcej, robimy to również naszym dzieciom, gdyż praktycznie w każdym szamponie, nawet w tych przeznaczonych dla niemowląt, jest jakaś forma szkodliwych surfaktantów.

Sodium Lauryl Sulfate powstaje w procesie chemicznym, podczas którego bardzo często zostaje zanieczyszczony  1,4 dioksan.  To właśnie przez owe zanieczyszczenie substancją kancerogenną (rakotwórczą) SLS-y są toksyczne. Właśnie w takiej formie Sodium Lauryl Sulfate występuje często w szamponach (dla dzieci i dorosłych) żelach pod prysznic, płynach do kąpieli, mydłach w płynie, pastach do zębów, płynie do mycia naczyń, proszkach do prania, preparatach odtłuszczających oraz – w najbardziej stężonej formie – w produktach czyszczących używanych w przemyśle. W środkach myjących SLS-y występują wysoko w składzie*, co oznacza, że stanowią znaczną ich część. SLS-y drażnią nasze oczy, skórę i błony śluzowe, a wnikają do organizmu i odkładają się w nim. Sprawiają, że skóra staje się przepuszczalna dla promieniowania UVA i UVB oraz szkodliwych składników zawartych m.in. w kosmetykach. SLS-y kumulują się w naszym organizmie degradując go wielokierunkowo: jako neurotoksyna wpływają na pracę układu nerwowego, zaburzają również gospodarkę hormonalną i powodują zmiany w przebudowie komórek (mutacje).  Długotrwałe ich stosowanie powoduje przesuszenie skóry, łupież, trądzik, uszkodzenie gruczołów potowych, Atopowe Zapalenie Skóry oraz sprzyjają pojawieniu się alergii i nadreaktywności skóry.
SLS-y występują w kosmetykach pod nazwami:

  •   Sodium Lauryl Sulfate, 
  •   Sodium Laureth Sulfate, 
  •   Ammonium Lauryl Sulfate,  
  •   Sulfuric Acid,  
  •   Monododecyl Ester, 
  •   Sodium Salt,  
  •   Sodium Salt Sulfuric Acid, 
  •   Laurylosiarczany sodu.


Substancje te różnią się od siebie pod względem natężenia ich szkodliwego wpływu na organizm ludzki.

Ponieważ SLS-y świetnie się pienią a przy tym kosztują grosze, są chętnie stosowane przez producentów środków pielęgnacyjnych i detergentów. Co więcej, ci sami producenci oferują nam później środki nawilżające, łagodzące, przeciwtrądzikowe, przeciwłupieżowe oraz zapobiegające wypadaniu włosów. Jednym słowem samonapędzający się interes ;)

Można zapytać jak to możliwe, że tak szkodliwy składnik, często zanieczyszczony rakotwórczymi dioksynami, znajduje się w prawie każdym mydle i szamponie. Pewnie nie istnieje jedna, zadowalająca odpowiedz na tak postawione pytanie. Być może w tym ogromnym biznesie, jakim jest produkcja różnego typu kosmetyków, zbyt mało osób zastanawia się czy przypadkiem kolejny składnik nie zaszkodzi nam w dłuższy okresie czasu. Być może nawet nikt nie robi tego celowo – tak po prostu skonstruowana jest nasza cywilizacja, oparta na doraźnej gratyfikacji. Tak naprawdę producenci kosmetyków nie bardzo różnią się tu od innych ludzi – po prostu nie czujemy się często szczególnie odpowiedzialni za swoje własne zdrowie, a co dopiero za zdrowie innych.

* Składniki wymieniane na opakowaniach produktów, uporządkowana są zgodnie z ich malejącym natężeniem. SLS-y występują najczęściej na drugiej lub trzeciej pozycji w INCI, co oznacza, że stanowią znaczną część wszelkich szamponów czy żeli pod prysznic. Z drugiej strony, producenci często reklamują swój produkt zapewniając o magicznych właściwościach zastosowanych w nim ziół, kwiatów, witamin itp., gdy jednak zerkniemy na ich skład okazuje się, że owy aktywny składnik znajduje się na samym końcu INCI nie wiele wnosząc do jakości produktu

9 lutego 2015

To co nakładamy na swoje ciało może być groźniejsze niż to co jemy.


Każdego roku korporacje wypuszczają na rynek ogromną ilość nowych kosmetyków pielęgnacyjnych czerpiąc z tego bilionowe zyski. Statystyczny europejczyk używa dziennie 10 różnych produktów nakładając na swoją skórę grubo ponad 100 różnych substancji chemicznych. Jak nie trudno się domyslić nie tylko nie potrzebujemy aż takiej ilości chemii, ale przede wszystkim jest ona dla nas szkodliwa. Co prawda wśród Polaków wzrasta świadomość zagrożenia płynącego z nadużywania substancji chemicznych, ale nie jest to jeszcze powszechne przekonanie w odniesieniu do kosmetyki. Producenci środków do pielęgnacji ciała zdają sobie jednak sprawę z panujących trendów i oznaczają swoje produkty, jako "naturalne", "eko", "dla skóry wrażliwej", "dla skóry alergicznej" a nawet "bez sls i parabenów". Niestety kierowanie się hasłami reklamowymi nie zapewni nam bezpiecznej i właściwej pielęgnacji. W Polsce nie ma odpowiednich norm iiprawodawstwa regulującego oznaczenia na produktach. Nawet produkty otagowane przez producenta jako bez SLSowe i bez parabenów rozczarowują - wystarczy sprawdzić skład a w wielu przypadkach już na drugim miejscu znajdziemy jakąś formę SLSów.   



Jedynym sposobem na bezpieczną i wysokiej jakości pielęgnacje jest poznanie INCI* i roli jakie spełniają poszczególne składniki. Próba czytania składów kosmetyków jest bardzo ważna choćby dla uświadomienia sobie, że drogerie i apteki w większości wypadków nie posiadają w swoim asortymencie bezpiecznych produktów kosmetycznych. Robienie zakupów z listą w ręce jest nieco wyczerpujące, więc w moim przypadku najczęściej przenosi się do sieci.

Na blogu będę omawiać składniki szkodliwe oraz tworzyć bazę przyjaznych produktów. Mam nadzieję, że te informacje pozwolą na "miękkie" wejście w świat zdrowych kosmetyków. 

Poniżej świetne wystapienie Stacy Malkan ze szkodliwościami przemycanymi nam na codzień w roli głównej.
Enjoy :)


*INCI - międzynarodowy system nazewnictwa składników kosmetycznych. Składniki substancji chemicznych oznaczane są nazwami w języku angielskim, natomiast składniki roślinne w języku łacińskim.